Maxx na tarasie |
Hola!
Tak nieświadomie przypałętała się mi do głowy myśl, że przecież jestem już tu ponad 9 miesięcy.
Miałam czas poobserwować parę rzeczy, zjawisk, ludzi, zachowań... pooddychać powietrzem, spróbować różnych produktów nadających lub kompletnie nie przypominających jedzenia, zrobić parę ładnych tysięcy mil po tutejszych drogach, zmierzyć się z szokiem kulturowym, powymieniać kilka kompletnie odmiennych poglądów, pojeździłam wozami policyjnymi, nie chciano wpuścić mnie na teren USA po powrocie z Panamy, nauczyłam się poruszania po Nowym Jorku gdzie łatwo zagubić się i zgubić siebie i... chyba aż już nie pamiętam w tym momencie, więc teraz mogę podzielić się tymi opowieściami.
To może zacznijmy od samego początku.
Parokrotnie pytano mnie a co, a jak, a skąd bierzesz kasę.
No cóż...z nieba nie spada, na drzewach nie rośnie, a szkoda... :)
Jak to zaczynają się takie popularne książki, pewnego dnia spakowałem sprzedałem lodówkę, spakowałem plecak i wyszedłem z domu.
No to ja spakowałam cały swój dobytek w 2 walizki i po drodze próbując dobrego jedzenia odleciaaaaaałam.
I wylądowałam na rok w Westchester w stanie Nowy Jork.
To taka zielona, spokojna kraina położona w dolinie rzeki Hudson.
Notabene jedna z najbrudniejszych rzek tutaj...
Westchester słynie z tego, że jest jednym z najdroższych osiedli.
Mieszkam totalnie na krańcu niczego.
W lesie.
Nad strumykiem, który ostatnio prawie wysechł.
Z jeleniami, skunksami, latającymi wiewiórkami, czip end dejlsami, szopami praczami, czerwonymi ptakami, wężami i cokolwiek jeszcze tu mieszka.
Od czasu gdy tu przyjechałam dystanse odliczam w minutach dojazdu samochodem.
Na nogach mogę dojść jedynie do skrzynki pocztowej.
I taka właśnie jest charakterystyka Stanów.
Każdy ma po kilka samochodów, bo dystanse poza wielkimi miastami są takie...że nie da się... tym bardziej, iż komunikacja poza miejska jest raczej słabo rozwinięta.
Tak więc gdy tylko potrzebuje, chevi zawsze jest pod ręką..
A gdy wybieram się do centrum.
Wsiadam w pociąg, jadący nad rzeką
I mam takie widoki
Pociągi są stosunkowo drogim środkiem komunikacji, więc czasem jadę samochodem na ostatnią stację metra, skąd już można dostać się wszędzie w Nowym Jorku.
Nie wiem czy brać to jako plus czy minus. Nowy Jork jest fenomenalnym miastem, ale trochę za dużo go dla mnie. Jest niesamowicie brudno, śmierdzi, ulicami i w metrze płyną strugi nie za ciekawych substancji. Sterty śmieci zalegają na chodnikach. Jest ZA! głośno, brudno, tłoczno,szybko. Wszędzie klaksony wściekłych, żółtych taksówek, krzyk nawoływaczy...
Choć z drugiej strony miasto pełne możliwości i wielokulturowości oraz tolerancji, której chyba nie można doświadczyć nigdzie indziej.
Za to gdy wracam do Westchester to mogę trochę zapomnieć o tym pędzie, który próbuje mnie porwać w NYC. Chyba jak większość mieszkańców tej okolicy. Są to tak trochę przedmieścia wielkiego miasta, z którego po pracy większość ucieka.
Amerykańska flaga obowiązkowo! znajduje się na każdej posesji |
Jestem na wymianie kulturowej (J1), która polega na tym, że pracuje w tygodniu określoną ilość godzin, za które dostaje wynagrodzenie. Kokosów nie ma ale starcza na to, żeby zrobić kilka ciekawych rzeczy.
Dodatkowo do zaliczenia naszego roku, potrzebne jest zdobycie określonej ilości godzin lub kredytów, co wiąże się z uczęszczaniem na zajęcia w koledżu na które mamy określoną sumę do wydania.
Podsumowując jestem au pair, która uczy nastolatki jak żyć....albo oni mnie...zależy jak na to patrzeć.
Nie jest to praca moich marzeń ni szczytu możliwości, ale nikt nie powiedział, że droga do celu wiedzie na skróty.
Myślę, że jak zbiorę historie i anegdoty z tego co tu się działo przez ten rok to wyjdzie z tego dobra książka.
Ale o tym innym razem.
A jest jeszcze kot, który kocha mnie nad życie.
I tak oto mieszkam sobie z 4 istotami męskimi po środku niczego.
Jeszcze przez 2 miesiące.
A potem...
:)
Podsumowując jestem au pair, która uczy nastolatki jak żyć....albo oni mnie...zależy jak na to patrzeć.
Nie jest to praca moich marzeń ni szczytu możliwości, ale nikt nie powiedział, że droga do celu wiedzie na skróty.
Myślę, że jak zbiorę historie i anegdoty z tego co tu się działo przez ten rok to wyjdzie z tego dobra książka.
Ale o tym innym razem.
A jest jeszcze kot, który kocha mnie nad życie.
![]() |
Fot.Wojciech Kulik |
I tak oto mieszkam sobie z 4 istotami męskimi po środku niczego.
Jeszcze przez 2 miesiące.
A potem...
:)
Mimo wszystko lubię to miejsce.
Odgłos świerszczy i szum rzeki jak zasypiam,
Kuchnię,
Śniadanie na tarasie z widokiem na rzekę,
Najlepsze łóżko,
Czasem kota
Ale rok w jednym miejscu to za długo.
Rzecz dzieje się na Grand Central. Sytuacja: 1 minuta do odjazdu pociągu. Wybiegam z metra, z dużą torbą w ręku i mniejszą na ramieniu, łapię zasięg, dzwonię do Wojciecha:
D: Za ile odjeżdża pociąg?
W: 30 sekund...
D: Jaki peron
W: 16...
I biegnę..biegnę...potrącając ludzi...ale biegnę...wchodzę w zakręt...widzę Wojciecha...krzyczę! łap pociąg !
Wojciech biegnie...krzyczy coś do konduktora...ja biegnę za nim...pociąg rusza...dalej biegniemy...i HOP!
Nie wiem jak zmieściłam się w tych małych drzwiach z moją torbą...ale daliśmy radę! hell yeah!
Rzecz jak z filmu w zwolnionym tempie.
No comments:
Post a Comment