Tuesday, August 27, 2013

Philadelphia from the other side



Hola!

Kolejny raz udało mi się zawitać do Filadelfii.
Tym razem miałam, aż dwa powody by znów odwiedzić to miasto:)

Trafiła nam się niezła darmowa miejscówka na obóz w zamian za opiekę nad 3 kotami i papugą.
Od pewnego czasu mam okazję obcować z kulturą żydowską i poznać jej różne oblicza i odmiany.
Dom w którym mieszkałyśmy był totalnie koszerny, więc nie można nam było wnosić niczego innego niż produktów ze słynnym znaczkiem U. Nawet papuga miała koszerne orzeszki. Tak na marginesie to chyba je uwielbiała, bo naglę zniknęło całe opakowanie;)
Jak się okazuje w dzielnicach w których mieszkają Żydzi są nawet koszerne starbucksy czy chińskie restauracje.


Podczas tego pobytu udało mi się odkryć Filadelfię na nowo i muszę stwierdzić, że niesamowicie mnie zaskoczyła. Nagle dotarło do mnie że Fili to całkiem sympatyczne i czyste miasto.


Kiedy Daria dzielnie pracowała, wybrałyśmy się z jej mamą na mały spacer po mieście. Jak się okazuje chyba znalazłam drugą mamę;) bo nawet charakterologicznie jesteśmy podobne. 
Ranek był bardzo deszczowy, więc snułyśmy się ulicami pachnącymi wilgocią, rozmawiając o stylach życia i obserwując okolicę.
Ale jak to dwie baby, nie obyło się bez małych zakupów.
Na lunch wybrałyśmy się do baru sałatkowego.
Te śmieszne twory są bardzo popularne w Stanach.
Zamówienie składa się w automacie, gdzie można wybrać już istniejącą wersje lub ją zmodyfikować, czy też przyrządzić sobie własną od podstaw. Wirtualne zamówienie i realizacja. Po złożeniu zamówienia dostajemy numerek i czekamy, obserwując w tym czasie proces przygotowania.
Cena waha się w granicach $6,90 - ponad $11, w zależności od składników.


Market Street
Jakoś wpadła mi do głowy tego dnia myśl, że ktoś kiedyś gdzieś powiedział mi żeby wybrać się na Market w Filadelfii w sobotę.
Zaciągnęłam więc moje dwie typiarki i okazało się, że trafiłyśmy na jedyny dzień w roku kiedy odbywa się mała amiszowska impreza.
W środku znajduje się hala targowa skrzyżowana z barami i kawiarniami.
Można też kupić lokalne produkty.
Np. kukurydzę - ugotowana z solą, pieprzem i masłem...



Co tydzień zjeżdżają tu Amisze, żeby sprzedawać swoje produkty.


Wyszłyśmy z domu prawie bez śniadania, więc mały przystanek na smoothie z małą dolewką soku z trawy cytrynowej był jak najbardziej wskazany.
Nie wiedzieć czemu w Fili wyrobem smoothie zajmują się Japończycy.






Spacerując wśród stoisk dojrzałyśmy amiszowskie donuty wyrabiane własnoręczne i pieczone na miejscu.
Kolejka była nieziemska, ale dzielnie wytrwałyśmy by spróbować tego wyrobu.


Do wyboru do koloru. Wszelkiego rodzaju smaków było tyle, że nie wiedziałam, gdzie patrzeć.
A każdy wyglądał apetyczniej od drugiego.




Wybrałyśmy Key Lime oraz czekoladę z masłem orzechowym. 
O dziwo nie były za słodkie, a wręcz idealne. Może Key Lime delikatnie za kwaśne, ale nie jestem fanką takich smaków.
Żeby nie umrzeć od nadmiaru kalorii wzięłyśmy tylko 2, ale okazały się porcją wystarczającą na trzy osoby.
Cena: $0.98 za donuta.
Dla porównania ten chemiczny syf z dunkin' donuts kosztuje $2.20.
Już wiadomo z gory, że nawet cena świadczy o tym, że amiszowskie pączki wygrywają wszystko!



A jak wyglądają Wlaźlaki po konsumpcji pączka?


Fast food w USA


Wyszłyśmy na zewnątrz przyciągnięte przez muzykę country. 
Piknik amiszów trwał już w najlepsze.
Grała orkiestra, można było przysiąść na stogu siana, przejechać się bryczką czy pobawić ze zwierzętami.
Były kurczaki, krowy, osiołki, konie, świnki...









Popołudniem wędrowałyśmy przez stare miasto w kierunku South Street, która jest bardzo malowniczą ulicą.





Po drodze zatrzymałyśmy się przy Magic Gardens, czyli parku stworzonym przez wizjonerskiego artystę, który tworzył głównie z butelek, szkła, kawałków lustra, zużytych rzeczy.
Swoją drogą ciekawy pomysł na użycie "niepotrzebnych" odpadków i zrobienie z tego sztuki. Uważam, że takich twórców powinno się zwać genialnymi.

Lokalizacja:

1020 South Street, Philadelphia, PA 19147
między 10-th i 11-th 

Cena:
$10













Jeżeli nie wiadomo, gdzie iść na dobre i tanie jedzenie w Fili to polecam China Town. 
Muszę stwierdzić, że smakowało niebo lepiej niż to w Nowym Jorku. A i dzielnica jakaś czystsza i milsza.
Polecam restaurację zaraz po prawej za bramą.
Zwie się Wong Wong.
Świeże i dobre jedzenie w niskiej cenie.
Mały minus za obsługę.
Zamówiłyśmy ryż smażony  z krewetkami i warzywami.
Krewetki wyparowały.
Muszę nazwać wynalazce pałeczek geniuszem!
Moje ulubione sztućce. 



                                             Akuku!!




Nie wiem czemu wcześniej uważałam Filadelfię za nieciekawe miasto. W pewnym momencie spacerowania diametralnie zmieniłam zdanie. 
Choć przyznam, że nie chciałabym tu zamieszkać.













Elfrath's Alley jest najstarszą ulicą w mieście i bodajże w całych Stanach


Myślę, że odwiedzę to miejsce jeszcze kilka razy w ciągu najbliższego czasu więc pozostawię Fili jeszcze chwilę bez komentarza, bo może następnym razem uda mi się odkryć inne oblicze  miasta.



Nowy podopieczny koko

P.S

Ostatnimi czasy ruch na tasie Filadelfia, Waszyngton DC, Atlantic City, Nowy Jork to istna tragedia. Opóźnienia sięgają z reguły 2 godzin, i szczerze nie wyobrażam sobie dojeżdżania do pracy i stania codziennie w takich korkach


No comments:

Post a Comment