Tuesday, July 23, 2013

Why New York City


Hey, hey

Nowy Jork ostatnimi czasy zamienił się w tropiki i temperatury sięgają tutaj 40 stopni.
W moim lesie, który będę miała niedługo przyjemność przedstawić, nie jest to aż tak męczące, ale samo centrum, a już w szczególności wnętrze metra przypomina piekarnik.

Ostatnio wpadł w odwiedziny Wojciech, więc postanowiłyśmy wraz z Darią, pokazać mu jak zwiedza się miasto, które nigdy nie śpi.
A tak na marginesie to wcale nie jest prawda!

Grand Central to największy dworzec świata liczący około 60 peronów.
Jak to stwierdził Wojciech: " Wygląda jak Hogwart". Architekt odwalił niezłą robotę, a najlepszą na suficie. 
Udało mi się zobaczyć go w różnych odsłonach.
Wtedy kiedy nie da się wcisnąć nawet małego palca, szczególnie teraz podczas wakacji.
Lub tuż po otwarciu, czy też biegnąć na ostatni pociąg, kiedy prócz mnie była tam tylko ochrona.
Stację zamykają około godziny 2 nad ranem i ponownie otwierają o 5.15-30.
Ha!czyli jednak śpi!

 Choć bardzo nie lubię tego miejsca - a od piątku jeszcze bardziej! zaczęliśmy przechadzkę z Wojciechem od Times Square. Tam też mieliśmy spotkać się z Darią, która pędziła do nas prosto z Fili.
 Jednym z charakterystycznych elementów Nowego Jorku są wywietrzniki do metra znajdujące się na chodniku. Jeden taki duży usytuowany jest tuż pod czerwonymi schodami, w samym sercu Times Square. 
Pech chciał, że akurat na nim stałam i że akurat mój telefon spaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaadał najcieńszą swoją stroną, idealnie wpasowując się w otwór kratki...iiiiiiii....BUM....tylko zahuczało...
Oczywiście nie byłabym sobą, gdyby Wlaźlak nie nakręcił jakieś akcji.
Wraz z telefonem straciłam kontakt z Darią i w ogóle wszystkie kontakty...
Stałam tak jak sierota i zastanawiałam się jak można...
W każdym razie biegiem wpadłam do pobliskiego starbucksa, prosząc spokojnie siedzącego pana o skorzystanie z internetu (przy okazji wzbudzając ogromny <u>śmiech na jego twarzy)
Po czym lekkim truchtem do kogoś od metra by ratować telefon tańczący ze szczurami.
Prócz przejażdżki samochodem zaliczyłam również spacer z policjantem.
No i dowiedziałam, się, że niestety nic z tego....
Aha! nie myślałam, że ludzie pracujący przy Times Square nie wiedzą, gdzie są czerwone schody.

 Mimo zawirowań losowych udało nam się spotkac z Darią, która zdążyła już załapać kontakt z couchsurferem, z którym mieliśmy spędzić nadchodzący weekend.
Tak tez udało nam się poznać Ricardo, który przyjmuje swoich couchsurferów w... hotelu.
A za wszystko płaci.... firma.
Bo w Usa płąci się za pokój, a nie za osoby w pokoju.
A taki widok zastał nas przy wejściu
...

 Akurat w nadchodzących dniach miał miejsce couchcrash, czyli seria wydarzeń dla fajnych ludzi;) w NYC i w mieście działo się mnóstwo ciekawych rzeczy. I w piątek wylądowaliśmy na imprezie rock'n'rollowej.
Jak widać w klimacie była nie tylko muzyka, ale też i outfit, a tancerze sprawiali wrażenie wysoko zaawansowanych.


 Nie pamiętam dokładnie adresu, ale tak to miejsce wygląda z zewnątrz i znajduje się koło 1 Av.
 W środku nocy poczuliśmy małego głoda, a że wszystko było zamknięte to miałam wreszcie okazję spróbować typowo amerykańskiego jedzenia. Hamburger z rybą typu fiszmak - tutaj wersja pro z sałatą i pomidorkiem oraz fryty. Zestaw za 6$, baaaaaaaaaardzo nie zdrowy, ale ku mojemu zaskoczeniu nawet mi smakował. Konsumpcja rzecz jasna na schodkach wejściowych jednej z nowojorskich kamienic.
Raczej nie polecam budek stojących na ulicy, ze względu na higienę...lub jej brak.

Następnego dnia obudziło nas: "Śniaaaaadanie", które mieliśmy za darmo w zestawie cs w hotelu oraz taki oto widok. Wszyscy nieprzytomni i z czerwonymi oczami zwlekliśmy się do oranżerii na słynne tutaj bajgle z serkiem Philadelphia i kawę.
A tak na marginesie z tego serka można zrobić świetny sos do łososia.
Nasza noclegownia znajdowała się w dobrej lokalizacji, tuż obok Port Authority.
Cena pobytu w takim hotelu to co najmniej 300$.
Jedna noc to półtorej mojej tygodniówki...


Chilling

 Trzeba przyznać, że mimo naszej różnorodności cała czwórka świetnie się ze sobą bawiła.
I jako że nikt prócz mnie nie był na Staten Island, korzystając z ładnej pogody uznaliśmy to za pierwszy punkt naszego programu.



Wojciech

 Metro w Nowym Jorku to chyba najgorsze miejsce, w którym miałam okazję być. Trochę bałabym się sama podróżować subway'em w nocy - choć i to doświadczenie mam za sobą i nie wspominam tego za dobrze.
Lato zamienia podziemia metra w istne piekło.
Dosłownie.
W niektórych częściach jest tak gorąco, jakby wsadzili człowieka do mikrofali.
A gdy nadjeżdża pociąg to nagle czuję się rozpaćkanym pomidorem wrzuconym zamrażarki.
Do tego środkiem torów płyną dziwne śmierdzące substancje, leżą śmieci czy też biegają szczury.
Ogólnie brudno i śmierdzi.
Mam nawyk nie dotykania barierek w pociągu metra...


śmieci w metrze
 Ciekawostka: bilet z metrze kosztuje 2,50$ i jest ważny 2 h, więc możemy przez ten czas korzystac ile wlezie.
Służy tylko do wejścia przez bramki i nie jest później sprawdzany, więc często chcąc oszczędzić można zrobić tzw. przytulanie, czyli 2 osoby wchodzące na 1 kartę.

Wojciech, Daria, Ricardo




 O Staten Island Ferry opowiadałam tutaj:


















 Później zrobiliśmy sobie trwającą kilka godzin wycieczkę: Broadway->Wallstreet->World Trade Center
->China Town->Brooklyn Bridge->Brooklyn Bridge Park
Po całym mieście rozrzucone sa miejsca, gdzie można w lato zaczerpnąć wody za darmo

Byk przy giełdzie NYC

Wall Street






Nowojorczycy nadal silnie przeżywają tragedię z 11 września


 Zbiorniki wodne na dachach są nieodłączną ozdobą miasta
 China Town
Jest bardzo różnorodnym miejscem.
W niektórych zakamarkach jest czysto i w miarę schludnie.
W innych zaś smród nie pozwala przejść spokojnie chodnikiem







 Dopadł nas większy głód, więc postanowiliśmy wybrać się na obiad.
Przyznam szczerze, że po ostatnim tajksim doświadczeniu, byłam bardzo sceptyczna.
Ale jedzenie było bardzo smaczne!

 Herbata w upalny dzień


 Kurczak w sosie słodko kwaśnym
 Makaron zasmażany z krewetkami
 Krewetki w brązowym - dosłownie-sosie
 Ryż zasmażany z owocami morza

W czasie gdy gimnastykowaliśmy się z pałeczkami, z nieba spadły wiadra wody, a wypogodziło się dopiero, gdy wyruszaliśmy w dalszą drogę.

uliczny grajek





kaczka w witrynie restauracji
 Muszę przyznać się, że miałam małe wrażenie jak gdyby przeniesiono mnie w totalnie inne miejsce 
 i bynajmniej nie był to Nowy Jork..

                                
.

 Brooklyn Bridge 
jest kultowym miejscem wszystkich turystów, dlatego byłam już tam co najmniej z cztery razy ;)
Ale warto! chociażby dla widoków.











Widok na Wall Street











kłódki miłości

Manhattan Bridge w tle

Widok z Brooklyn Bridge Park




 Esencja Nowego Jorku

 Następnego dnia Ricardo zmieniał hotel i spotkaliśmy się z nową surferką- jego kolejnym gościem.
Przy okazji zjedliśmy lunch i przekąski w strefie vip z widokiem....właśnie...takim




 Kawka z widokiem
 Dobrze, że nie było tam za wiele ludzi, ponieważ jak na turystów przystało od progu rzuciliśmy się żeby zrobić zdjęcia.
...wstyd....


 Tak to się robi po polskiemu!

 Sobota wyssała z nas wszystkie siły więc w niedzielę czilowaliśmy w Central Parku na pikniku Couchsurferów.
Central Park jest tak duży, że ma nawet specjalne drogi dla rowerów i biegaczy - z sygnalizacją świetlną!







 P.S Mówiłam już, że Wojciech jest świetnym fotografem? 




No comments:

Post a Comment