Thursday, April 4, 2013

Washington DC



!Hej

Tak jak i obiecałam tamtamradam opowieść o tym jak to Alex i Gaga wybrały się jako profesjonalne Giri na zwiedzanie DC obładowane torbami z polskimi słodyczami i piwem.
Na małą rozgrzewkę filmik nominowany w tym roku do Oskarów



Z NY ruszamy wczesnym rankiem, megabusem, ledwo dobudzone, podziwiając wschód słońca nad miastem.
Ploty, plotami ale w końcu kołysanie i monotonny krajobraz...powoli...zamykają....nam ...oczy...
...by przywitać szarym dniem w DC.

Tak, tak prócz niskiej ceny - bo za bilety round trip zapłaciłyśmy 30$, do odwiedzenia Waszyngtonu zachęciły nas cherry blossoms time, czyli okres w którym w DC kwitną kwiaty wiśni. Wygląda to fenomenalnie i tym bardziej nie mogłyśmy się doczekać, bo ten moment dokładnie powinien przypadać na czas naszego pobytu. 
Ok. 20 marca każdego roku zaczyna się Festival of Cherry Blossoms, czyli seria eventów związana z odkrywaniem DC. 
A skąd w ogóle w stolicy wzięły się kwiaty wiśni. Ano bo drzewka wiśniowe zostały zasadzone jako podarek od Japonii (ale co i gdzie to już nie wiem, a oni sami nie potrafili mi powiedzieć).
*No wiesz D. kiedyś tutaj coś było, przyjechali, posadzili, i takie tam, no wiesz, o zobacz samolot!*

Tym większe więc było nasze rozczarowanie, gdy zobaczyłyśmy prognozy synoptyków, że niestety w tym roku cały proceder jest opóźniony i najprawdopodobniej zobaczymy gołe drzewa.
Ale...nie ma rzeczy której by Wlaźlak nie wymyślił !

Powracając do początków, ogarnianie zaczynamy rzecz jasna od kawy i umalowania rzęs w Starbucksie, co jest pierwszym krokiem do naszej popularności w Stolicy. Jak wiadomo każdy tutaj robi karierę, niektórzy polityczną, zaś my robimy Wielką;)


Przecież ja zawsze mówię jasno DI-EJ-DŻI-Ej - Daga tak?! Gaga to się pręży, ale w tv...

Po upewnieniu się, że nasze oblicza w miarę nadają się do publicznego pokazu ruszamy szukać adresu couchsurfera, który przygarnął polish girls in DC

S. powitał nas razem z M. swoim współlokatorem - popularnym wśród politycznych sfer brunchem. My również powitałyśmy, ale już na bogato polskim piwem i słodyczami, których nawiozłyśmy całą torbę. Okazuje się, że S. jest niezłym kucharzem i robi genialną kawę z mlekiem orzechowym<3

Pierwsze cherry blossoms odnalezione
Mieszkamy w dogonym miejscu, bo do białego domu i w zasadzie wszystkich atrakcji spacerujemy ok. 15 min. Ha:) wspomnę to już po raz 100, że polecam każdemu cs'a!



Po strawie udajemy się na spacerek i co widzę tuż za rogiem?! Ha! znalazłam..a nie mówiłam że Wlaźlak da radę?
Może, nie było to czego tak na prawdę się spodziewając, ale cieszyłam się jak dziecko pstrykając milion zdjęć. Odkrycie pierwszych cherry blossoms uważam za oficjalnie odkryte;)





tutaj z D.
Alex, M. i S.


S. i M. postanowili pokazać nam trochę okolicę. Rzecz jasna nie mogłam doczekać się, kiedy zobaczę słynny Capitain's See Food Market, więc wybraliśmy się tam w pierwszej kolejności. Ku mojej uciesz rynek znajdował się tuż obok.

Po drodze zabawa w grografię U.S.A

Alex w Califronii, Gaga w NY, zaś M. w DC


Przechadzając się nad rzeką wśród stateczków wyobrażałam sobie jak genialnie musi tu być kiedy jest ładna pogoda...no cóż..innym razem

Market przywitał mnie z daleka charakterystycznym zapachem...


Obdrapane budyneczki małych straganów tworzą klimat, taki jaki lubię najbardziej


Czyli jeden wielki syf i grajdół





Jak widać królują owoce morza i ryby.Podobno można tu wypić niezłą lemoniadę...ale pogoda
 i zjedzony przed chwilą brunch, nie napawał nas ochotą do zajadania się tutejszymi smakołykami.






Na straganach znaleźć można nawet żywe kraby, które uroczo machają nóżkami





Spróbowałyśmy trochę ostrego Ceviche
i... było genialne...


Jednym słowem same smakołyki do próbowania i gotowania. Gdybym mieszkała kiedyś blisko takiego targu i oczywiście jakiejś dobrej winiarni to miałabym najlepszą starość pod słońcem!


Obok targu znajduje się miejsce, gdzie można w spokoju zjeść nabyte dobrocie. Wyobrażam sobie ilu tutaj musi być ludzi, gdy jest ciepło i słonecznie. My zaś delektujemy się błogą ciszą, przy okazji podglądając mewy..


które nie wydawały się niczym zainteresowane i ogólnie miały totalnie wyluzowane podejście do pogody i wszystkiego naokoło


W drodze z marketu rozstajemy się z M. I tutaj zaczyna się jazda bez trzymanki i to dosłownie bo S. postanawia zabrać nas na wycieczkę po mieście...smartem. I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to że ten pojazd jest 2 osobowy a Alex, ja i S. to już chyba 3. W zasadzie od zawsze miałam problemy z matematyką, ale tym razem się chyba doliczyłam. No więc S. siada za kółko, a ja na Alex w plątaninie nóg, ręki z kawą w drugiej, a trzecia jeszcze trzyma drzwi bo się nie domykają...
i jeździmy tak przez miasto, a ludzie robią nam zdjęcia i kręcą filmiki na przejściach. Tak, tak tego jeszcze nie grali, żebym została atrakcją turystyczną. Więc gdzieś pomiędzy zatykającym dech w gardle śmiechu i łykiem kawy, machamy ludziom dookoła wzbudzając uśmiech na ich twarzach.

Kolejną genialną rzeczą, jest to, że na ulicach stoją takie oto wozy, które można wypożyczyć jak rower, przejeżdżając kartą kredytową i odstawić w dowolnym miejscu = pod domem również. Ha!
Amerykanie naprawdę są genialnym narodem w sferze ułatwiania sobie życia.

S. i nasz wóz

słodziaki w środku

Robimy kilka małych rundek. Zajeżdżamy pod biały dom. Po prawej na dachu widać snajperów, gotowych zestrzelić ciekawskich Wlaźlaków tudzież innych terrorystów.


Mimo małej ilości miejsca jazda sprawia nam ogromną frajdę. Mkniemy ulicami downtown mijając coraz to ciekawsze urbanistycznie budynki. W tle na zdjęciu poniżej parlament:


Udaje nam się również zahaczyć o małą pikietę



DC, nazywany potocznie Waszyngtonem to rzecz jasna stolica hameryki. Ale tak naprawdę Waszyngton to stan, który znajduje się na drugim wybrzeżu. Zaś DC to nic innego jak Dystrykt Kolumbii, który tak naprawdę nie znajduje się w żadnym stanie. Jak to stwierdziła Alex, miejsce karierowiczów w polityce, bo co druga mijana na ulicy osoba pomyka w lansiarskim gajerku. Tak naprawdę totalnie europejska ameryka, z surowymi budynkami nie przypominającymi hamerykańskiego bałaganu. Ale z drugiej strony niezmiernie czyste i przyjazne miasto...w porównaniu z NYC.
Wystarczy spojrzeć chociaż na metro, które zaprezentuje w kolejnym odcinku. Aż się jeździć chce nocami.
A do tego te parki i deptaki. Mimo szaro burej pogody i jesiennych badyli zamiast liści i kwiatów DC pozostawiło na mnie pewien urok:)



Stolica znana jest również z miliona muzeów, które uwaga są darmowe!
Idealne rozwiązanie na deszczowe dni.
Tak więc mamy muzeum o kosmosie i samolotach, Muzeum Sztuki, Huzeum historii z dinozaurami...czy też Muzeum Indian amerykańskich do, którego udaliśmy się i my.

Od zawsze zafascynowana byłam indianami, legendami, opowieściami, samanizmem itd..
Więc chodziłam tam jak oczarowana...szkoda tylko, że byliśmy tam godzinę przed zamknięciem i czas tak szybko zleciał, że niestety zostaliśmy lekko mówiąc wygonieni




Jeszcze tylko ostatnie słit foteczki na pamiątkę






I czas na polskie piwo:)


P.S nie zdziwię się jak za kilka lat usłyszymy, że nocowałyśmy u przyszłego prezydenta USA ;)

No comments:

Post a Comment