Hola!
Za oknem jesień na całego i powoli robi się zimno.
Ostatnie weekendy poświęcam więc na małe wypady tu i tam.
Tym razem Na Tropie: Homecoming w Cincinnati, Ohio
Wlazlak, Pan Kisiel i Daria |
Roadtrip był krótki bo tylko weekendowy.
Wyruszyliśmy późnym popołudniem w piątek by po 3 godzinach dotrzeć do Harrisburga (Pennsylvania)
po Darię.
Wyjazd opóźnił się o parę godzin więc znudzona Daria postanowiła odwiedzić starego ( a może nowego) znajomego. Pan Kisiel tak się przejął naszym tripem, że zakupił nam 3 butelki rumu cobyśmy przez te 9 godzin się nie zanudzili.
UWAGA! W stanach nie można dać się przyłapać pasażerze z otwartą butelką w samochodzie, bo jest to karalne.
P.S Nie dotyczy Polaków.
Tak więc trzeba było uczcić piątek i polać po 2 driny (a raczej czysty kubek rumu), po których każda miała natychmiastowe zejście senne.
Typiarka z ciekawym kompanem podróży..
Po kilku godzinach spania, zostałam zbudzona jako zmiana prowadząca. Ogarnęłam bajgla na resztki Sejlora Morgana i do przodu. Podczas, gdy wszyscy smacznie spali ( i chrapali) pokonywałam najkrwawszą drogę życia. Podczas 2 h naliczyłąm 50 zabitych jeleni (Reniferów- to już wiadomo czemu świąt w tym roku nie będzie. Mikołaj stracił cały zaprzęg). Nic tylko mięcho i krew - idealna trasa dla wielbicieli Zombie.
Pod koniec moje oczy przypominały Saharę i generalnie rzecz ujmując myślałam, że nie ogarnę już tej trasy.
A mówiłam już, że samochód prowadziło się jak traktor?
Brawa dla naszego kierowcy.
A Daria śpi tak...
Gdy dojechaliśmy wreszcie do Cincinnati, po 12 h, przywitała nas dość niesprzyjająca pogoda.
Przejechaliśmy przez jedną z najniebezpieczniejszych dzielnic.
Jak to było? Że w Usa?
By finalnie dojechać do miejsca naszej destynacji.
Akademika jednego z fortunity brothers.
Pełnego świeżych ciach.
Nasz to ten po prawej.
A po lewej rywale.
Wytoczyliśmy się z samochodu i podreptaliśmy na paradę otwierającą homecoming.
Homecoming to nic innego jak powrót(zwykle weekendowy) studentów, którzy ukończyli swą karierę na uniwerku, by trochę popić, powspominać, pójść na paradę i na mecz...footballu rzecz jasna.
Na paradzie rozpadało się na całego..i tak przez cały dzień...Dorzucając do tego zimowe temperatury, wyszła fajna mieszanka...Brrr...
Przecież wiadomo, że Wlaźlaki pochodzą z tropików!
Każda parada ( nawet strażaka to huczny pochód).
Moim faworytem była maskotka drużyny footballowej Cincinnati, Bearcat.
Poniżej można usłyszeć na końcówce jak fajnie mruczy
Pogoda nie zachęcała do zwiedzania, ale przecież miałyśmy zaprzyjaźnić się z Capitainem Morganem i Sailorem Jerrym.
Przy okazji zwiedziłyśmy słynne amerykańskie akademiki.
Po miłych powitaniach czas na pierwszy w mojej karierze mecz footballowy.
Po drodze na mecz spacerujemy po kampusie uniwersyteckim.
Uniwersytet Publiczny powstały w 1819 roku. Jeden z największych tego typu kompleksów w Stanach.
Gdybym tylko znała zasady footballu zwanego u nas amerykańskim, pewnie wiedziałąbym co dzieje się na murawie...
W każdym razie uważam to za bardzo ciekawe doświadczenie...które może kiedyś powtórzę.
Po meczu całą ferajna zgłodniała i zabrano mnie do najdziwniejszego miejsca...
Skyline:
3081 Madison Rd,
Cincinnati, OH 45209
Otwarty prawie, że non-stop, bo można zajść nawet i o 4 nad ranem.
Podsumowałabym, jako fastfood bez hamburgerów.
Jak chcecie przybrać amerykańskie rozmiary to można stołować się codziennie.
Cenny bardzo przystępne i bardzo studenckie.
Znany ze...spaghetti z chilli?
Pytając o fenomen tego miejsca, dostaję odpowiedź że lepszego chilli w stanach nie ma..
*a dlaczemuż? - pyta Wlaźlak*
*a, poniewuż ma słodki posmak... (??)*
Do wyboru mamy:
-cheese coney - czyli hot dog z chilli i serem
- 3 way chilli - spaghetti z chilli i ogromną dawką sera ( amerykanie kochają cheddar cheese)
To jest menu główne, można też wybrać sałatkę, burritos czy coś innego.
I uwaga!
Miejsce reklamuje się jako tradycyjna kuchnia grecka z długą historią.
To chyba nie ta Grecja na Bałkanach?
W każdym razie zamówiłam sobie 3 ways vegetarian version: spaghetti, chili z beansami oraz ogromną warstwą sera.
Porcja small.
A po takiej porcji padłąm prawie tak samo jak Daria po innych smakołykach:)
Wieczorem nieco się przejaśniło, więc po drzemce wyszliśmy na mały spacer i poważny obiad na którym równie poważny przedstawiciel wieku dziecięcego czekał na niezmiernie interesującą rozmowę...z nami...
Gdy już się ściemniło pojechaliśmy na małą przejażdżkę po okolicy, ale temperatura pozwalała tylko na wyskoki z samochodu by zrobić parę zdjęć na pamiątkę.
A...jako, że przewodnika miałyśmy pierwsza klasa...
Cincinnati to miasto położone praktycznie na przecięciu 3 stanów: Ohio, Kentucky i Indiana.
W tle miejsce gdzie łączą się te 3 miejsca + panorama na centrum.
Wieczorem żałowałam, że nie wzięłam ze sobą aparatu, bo wylądowaliśmy w przedziarskim miejscu o nazwie Motor.
Koncerty na żywo, wystrój + ognisko na dworze.
Po raz kolejny zostałyśmy zaczepione i skomplementowane apropos komunikowania się w naszym pięknym języku:)
***
Rano trzeba było zbierać życie i powoli udawać się w drogę powrotną.
Ale jak wiadomo profesjonalny podróżnik bez dobrej strawy się nie ruszy.
Polecono nam miejsce o wdzięcznej nazwie:
Smiling Moose Deli
Cincinnati, 200 West Mc Millan
A że awokado z rana jak śmietana...
Moja miłośc do awokado rośnie z dnia na dzień i zamienia się w pewien stopień uzależnienia...
Mój wybór padł na Raffa w wersji vege:
Scrambled eggs, avocado, provolone, tomatoes, and red onions on a toasted Kaiser roll
ścięte jajka a'la jajecznica,awokado,ser,pomidory oraz czerwona cebulka na kajzerce...mniam...mniam...
A na rozbudzenie latte z mlekiem sojowym.
Trasa:
Nowy Jork->Pennsylvania (Harrisburg)->West Virginia->Ohio->Cincinnati
Cincinnati->Ohio->West Virginia->Pennsylvania(Pittsburg)->Philladelphia->Nowy Jork
Powyżej i poniżej krajobrazy w stanie West Virginia
Dojeżdżamy do Pittsburga, gdzie przesiadamy się do Greyhunda.
Na stacji po raz kolejny przekonuje się dlaczego nie lubię..
Ale to temat na inny, cięższy wpis.
P.S Czas na 2 tygodniowe celebrowania Święta Wlaźlaka ;)
No comments:
Post a Comment